5 rzeczy, których nie lubię w Bukareszcie

Jak pewnie każde miejsce, Bukareszt ma swoje wady i zalety. O zaletach pisałam TU, a dzisiaj opowiem o 5 rzeczach, których w stolicy Rumunii nie lubię.

Bukareszt, Rumunia, życie w Bukareszcie, blog o Rumunii
  1. Hałas

W Bukareszcie jest zwyczajnie głośno. Pierwszy dzień spędzony na pieszym przemierzaniu okolicy zakończył się silnym bólem głowy. Hałas bierze się przede wszystkim z bardzo dużego ruchu samochodowego, jaki tu na co dzień panuje. W Bukareszcie jest podobno więcej samochodów, niż mieszkańców. Generują one nieustanny szum, który kierowcy doprawiają nadużywaniem klaksonów. W sytuacji nie pomagają silniki, które mam wrażenie, że w tutejszych samochodach, niezależnie od marki i wieku pojazdu, brzmią na bardzo mocno wyeksploatowane. Swoje trzy grosze dorzucają dostawcy jedzenia, dosiadający starych skuterów, jak też kierujący motorami oraz sportowymi albo tuningowanymi samochodami, urządzający sobie wyścigi przy akompaniamencie wystrzałów z rur wydechowych, imitujących fajerwerki. 

Na szczęście przed hałasem pozwalają się schronić liczne parki, będąc w których można zapomnieć o panującej poza nimi samochodozie. Wybierając mieszkanie, warto jednak zwrócić uwagę, żeby jego okna nie wychodziły na stronę ruchliwej ulicy lub po prostu znaleźć coś w zacisznym miejscu, jak na przykład liczne małe jednokierunkowe uliczki w dzielnicy Dorobanți.

  1. Korki

Duże zaludnienie i stosunkowo mała powierzchnia miasta powodują, że w normalnych warunkach, w metrze w godzinach szczytu panuje niewyobrażalny ścisk. Na powierzchni nie jest lepiej, ponieważ miasto wiecznie się korkuje. Przez to dotarcie dokądś na czas, jeśli nie polega się na własnych nogach, jest bardzo trudne. Problem dotyczy też komunikacji miejskiej; autobusy nie mają buspasa i tkwią w korkach tak samo, jak taksówki i zwykłe samochody. Nie pomaga też panujący tu kult auta i przekonanie, że nawet jeśli do pracy jest 15 minut piechotą, to koniecznie trzeba tam dojechać samochodem.

  1. Chaos architektoniczny

Odnoszę wrażenie, że to miasto nie zna pojęcia planu zagospodarowania przestrzeni. Ulice często nie mają przewidywalnego przebiegu i nigdy nie wiadomo, dokąd zaprowadzą. Każdy budynek stanowi odrębną bryłę, kompletnie niezależną od swoich sąsiadów. Przeszklone, nowoczesne kilkupiętrowe budynki kontrastują z zabudową parterową, między sypiącymi kamienicami stoi nowoczesna plomba, nie wspominając o kolorystyce, która oczywiście też nie jest jednolita. W połączeniu ze specyficznym moim zdaniem gustem Rumunów, oczy mogą tu cierpieć.

Do tego dochodzi opłakany stan wielu budynków. Wiele z nich wygląda, nawet w teoretycznie turystycznym centrum czy w okolicach dworca kolejowego, jakby w każdej chwili miała się zawalić. Te w najgorszym stanie są czasem oznaczone czerwoną kropką. Oznacza ona, że w przypadku trzęsienia ziemi, które jest tu całkiem możliwe, runą. Obrazu dopełniają wzniesione w czasach komunizmu szare, często w żaden  sposób nie modernizowane, wysokie i ponure bloki.

  1. Papierosy

Drugim generatorem dymu i nieprzyjemnego zapaszku po samochodach są papierosy, które pali tu niezmierzona liczba osób. Mimo cen; średnio paczka kosztuje palacza 20 lei, co przy minimalnym wynagrodzeniu ok. 2000 zł brutto wydaje mi się być drogim nałogiem.  Odnoszę wrażenie, że niepalący jest tu rzadkim okazem, który nie ma żadnej siły przebicia w zderzeniu z palącą większością. Palą starsi, młodsi, nawet uczniowie, nie mówiąc o kobietach w ciąży (!). Na przystanku, w parku, na dworcu.

  1. Słaba dostępność obiektów sportowych

Miłośnicy sportu mogą mieć problem z odnalezieniem się w Bukareszcie. Miasto nie ma rozwiniętej sieci ścieżek rowerowych, czy biegowych, ani boisk typu Orliki. Sytuację w jakimś zakresie ratują parki, gdzie można biegać, jeździć na rowerze i uprawiać niektóre sporty wodne. Sporo tu za to kortów tenisowych.

Co do siłowni, to nie znam, poza jedną, sieci klubów fitness. Ta jest horrendalnie droga – najtańszy pakiet kosztuje około 370 euro na rok (1600 zł!). Również system typu Multisport – 7card, jest mniej atrakcyjny, niż w Polsce i najczęściej wymaga dopłaty przez użytkownika ponad 100 RON w miesiącu. Z pewnością na firmy z branż związanych ze zdrowym stylem życia czeka tu ogromna nisza.

2 thoughts on “5 rzeczy, których nie lubię w Bukareszcie”

  1. Hej, dzięki za twoje wpisy!
    W tym roku zamierzam wyjechać na Erasmusa do Bukaresztu i Twoje wpisy są bardzo przydatne.
    Pozdrawiam 🙂

    1. Cześć Zosiu, dzięki za odwiedziny i komentarz. Mam nadzieję, że będziesz na blogu stałym gościem! Pozdrawiam

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *