Mașina, czyli rumuński artykuł pierwszej potrzeby

Samochody, na które Rumuni mówią mașini, a także korki, są nieodłącznym elementem krajobrazu w Bukareszcie. Pojazdów jest bardzo dużo (podobno mniej więcej tyle, ilu mieszkańców, których ma być około 2 milionów), co czyni to miasto najbardziej zmotoryzowanym w Europie. Statystyczny kierowca spędza tu w korkach 9 dni (!) w roku. Wybierając się dokądś w tygodniu w godzinach szczytu samochodem czy autobusem, można być pewnym, że więcej czasu będzie się stało, niż jechało, nawet na szerokich arteriach liczących czasem po cztery pasy w jedną stronę. Mimo, że każdy kierowca o tym wie i na to narzeka, nikt się nie zraża i nie rezygnuje z tej przyjemności.

Kiedy przychodzi weekend i wydaje się, jakby większość mieszkanców wyjechała za miasto, docenia się ciszę i możliwość kulturalnego przejścia po chodniku, czy nawet pasach, w tygodniu często zastawionych autami. Autami, które ktoś zaparkował 5 minut, 5 godzin albo 5 miesięcy wcześniej. Ewentualnie nawet 5 lat. Ilość i marki porzuconych samochodów, od Volkswagenów po Maserati, mogą zaskakiwać. Wcześniej nikt nic z nimi nie robił, ale problem stał się chyba na tyle uciążliwy, że od tego roku wprowadzono prawo pozwalające na odholowanie samochodu po sześciu miesiącach.

Bukareszt to motoryzacyjna dżungla. Nikt nie jest tu specjalnie przywiązany do zasad przepisów drogowych; zawraca się na podwójnej ciągłej, zmienia pas bez sprawdzania, czy jest wolny, jedzie po torowisku, skręca w lewo z pasa na wprost. Jazdę na rowerze po ulicy w Bukareszcie ujęłabym w kategorii sportów ekstremalnych. Klakson – nadużywany – wyraża więcej, niż tysiąc słów; w ten sposób można zakomunikować nie tylko “dezaprobatę” dla zajechania komuś drogi, ale rownież ponaglić kierowcę, który ociąga się o ćwierć sekundy z ruszeniem na zielonym świetle. W deszczowy dzień, będąc niczego nie spodziewającym się pieszym, można doświadczyć jedynego w swoim rodzaju tsunami, jakie umie stworzyć tylko Hummer lub pancerny Mercedes, a z drugiej strony wie się, że gdy staniemy przy pasach to praktycznie każdy na pewno kulturalnie od razu nas przepuści.

Rumuni są, jeśli chodzi o samochody, podobni do Włochów. Każda rodzina najlepiej jak ma dwa auta, którymi jeździ się do pracy, na zakupy, odwieźć dziecko do szkoły, słowem: wszędzie, niezależnie od odległości do celu i dostępności alternatywnych form komunikacji. Im nowszy i droższy pojazd, tym lepiej. Kupić nowy samochód to jak kiedyś usłyszałam, zrobić upgrade swojego życia. W żadnym mieście nie widziałam wcześniej tylu luksusowych marek i w takim natężeniu, jak tu. Bentley, Lamborghini, Porsche, Ferrari, Aston Martin, Jaguar, Mercedes, Rolls Royce, Maserati czy Tesla, na nikim nie robią szczególnego wrażenia, a poniższy widok i jemu podobne, to w Bukareszcie chleb powszedni. Nic tylko zgadywać, który sąsiad jest najbiedniejszy.

Bukareszt samochody

Popularną marką, choć z zupełnie innej półki, jest znana Polakom bardzo dobrze Dacia, która jest marką rumuńską. Ponieważ stare Dacie są bardzo żywotne, jeżdząc po kraju można poznać praktycznie całą historię tej marki. Drugą marką jest samochód terenowy Aro, który jednak spotyka się już rzadko. Czasem zdarzy się też i Maluch (albo od razu dwa).

Maluch Fiat Bukareszt

Alternatywą dla samochodu w Bukareszcie jest transport publiczny, który jest tu w miarę rozwinięty, bezpieczny i tani, chociaż nie nowoczesny. Miasto ma 5 linii metra i jedną, na lotnisko, na bardzo zaawansowanym etapie budowy. Poza metrem jest też sporo autobusów i leciwych tramwajów, a nawet trolejbusy. Bilet jednorazowy na przejazd metrem kosztuje 2.5 RON (ok. 2.25 PLN), a autobusem lub tramwajem – 1.2 RON (ok. 1.1 PLN).

2 thoughts on “Mașina, czyli rumuński artykuł pierwszej potrzeby”

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *