Często czytając lub słuchając opowieści osób, które przeprowadziły się za granicę, przewija się wątek tęsknoty za polskim jedzeniem lub szerzej – za polskimi produktami. Tęsknota za pierogami goni tęsknotę za barszczem, ta za bigosem.
W Rumunii ten problem wydaje się mniej dotkliwy. Nawet, jeśli danego produktu nie można kupić gotowego lub dania nie serwuje się w restauracji, da się nabyć składniki potrzebne do jego przygotowania.
Poza tym, rumuńska i polska kuchnia mają ze sobą trochę wspólnego. Po pierwsze – kiszonki, o których była mowa tutaj. Nie ma najmniejszych problemów z nabyciem tu czy to kiszonej kapusty, czy ogórków, czy innych warzyw, a nawet owoców. Po drugie nabiał – sera białego, śmietany, kefiru i jogurtów jest pod dostatkiem (śmietany czy jogurtów naturalnych nawet po takim, że sprzedaje się je w kilogramowych wiaderkach!). Mamy też wiele wspólnych dań i przyzwyczajeń – obok zamiłowania do grillowania, uskutecznianego w Rumunii o każdej porze roku, współdzielimy sympatię dla gołąbków. Rumuni mają też swoją wersję pierogów z serem i nazywa się ona colțunași. Na mniejszą skalę, ale jednak, można też znaleźć, głównie w marketach – pączki – gogoși. Od ubiegłego roku w Bukareszcie działa nawet budka z zapiekankami. Im bliżej północy, tym więcej podobieństw kulinarnych. Najwięcej jest ich chyba w regionie Bukowina, gdzie znajdują się nawet polskie wioski i gdzie niektórzy mieszkańcy nadal mówią po polsku.
Ponadto, polskie produkty żywnościowe na stałe zagościły na rumuńskich półkach. Na przykład ser biały (twaróg), niektóre rodzaje sera żółtego czy kiełbasy, które można na co dzień kupić w Lidlu, są produkowane w Polsce. Podobnie jabłka – te pochodzą z grójeckich sadów. W dziale ze słodyczami – kartony Zozoli, Mieszanki krakowskiej, Tiki Taków, Kasztanków i bombonierek firmy Mieszko, a na półkach z kawą znajdziemy znajomą kawę Inkę. Od czasu do czasu można spotkać też Żubrówkę. W sieci sklepów Profi, należących do tego samego właściciela, co Żabka, znajdziemy na przykład słodycze marki Tago albo mrożonki Hortex. Całkiem normalnym jest natknięcie się na inne produkty – kakao czy mydło w płynie z polskimi etykietami, na które tylko na odwrocie naklejono informację o produkcie po rumuńsku.
Poza wspomnianymi produktami, na rumuńskim rynku jest obecnych sporo polskich marek. Bardzo mocną pozycję ma Maspex, który w Rumunii zbudował nawet zakład produkcyjny i sprzedaje np. Tymbarki, Kubusie (pod nazwą Tedi), kakao Puchatek (tu: Bruni), wodę mineralną i napoje energetyczne. Wykańczając mieszkanie możemy polegać z kolei na desce barlineckiej od firmy Barlinek, na dach położymy blachę Pruszyński, ceramikę dostarczy Cersanit, a jeśli zostaną nam pieniądze, to zdeponujemy je w Alior banku lub Idea banku. Buty kupimy w CCC lub przez internet w rumuńskim odpowiedniku eobuwie.pl – epantofi.ro. Ubierzemy się w jednym z wielu sklepów marki LPP – House, Cropp, Mohito, Sinsay czy Reserved. Dzieci zaopatrzymy w Smyku, a ogłoszenie zamieścimy na OLX.ro, który Rumuni wprost kochają.
Polskie produkty znajdowaliśmy w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Polski podnośnik stał przy drodze w zapomnianej przez Boga wsi Vulcan (Mureș), ale wygrały chyba kabanosy Krakusa, które znaleźliśmy w sercu Delty Dunaju i chyba najbardziej oddalonym na wschód miasteczku Rumunii – Sulinie, dokąd po drodze z Polski i przez całą Rumunię musiały dopłynąć statkiem.