W pierwszej części wpisu, którą znajdziecie TU, pisałam o tym, jak wiele wspólnego z solą ma Praid, gdzie znajduje się kopalnia. Nie inaczej jest w Sovata – wypoczynkowej miejscowości, na terenie której znajduje się malownicze słone jezioro – lacul Ursu, czyli jezioro Niedźwiedzie. Na jego temat można przytoczyć parę ciekawych faktów jak na przykład taki, że jest podobno pierwszym jeziorem, co do którego dokładnie wiadomo, kiedy powstało – 27 maja 1875, o godzinie 11.
Wody jeziora lacul Ursu są bardzo ciepłe – w drugiej połowie sierpnia temperatura przy tafli wynosiła 25 stopni, a przy dnie 38 stopni. Mają one, podobnie jak mikroklimat kopalni w Praid i czarny muł z dna jeziora („namol”), właściwości lecznicze. Dzięki temu Sovata rozwinęła się jako uzdrowisko, do którego ściągały i ściągają turyści oraz kuracjusze.
Lacul Ursu to nie jedyne jezioro w okolicy. W zasadzie w lesie je otaczającym jest wiele innych mniejszych jezior, na przykład, ale nie tylko, lacul Alunis czy lacul Mierlei. Kąpiel i możliwość wysmarowania się namolem w tym ostatnim są bezpłatne, kąpiel w dwóch wcześniejszych – płatna.
W sierpniu 2023 r. wstęp do lacul Ursu kosztował 45 lei. Co ważne, między godziną 13:00 a 15:00 nie można wchodzić do wody, ponieważ wtedy jezioro „oczyszcza się”, a warstwy wody słonej i słodkiej oddzielają od siebie. Jeśli weszliśmy przed 13:00 i chcemy kontynuować kąpiel po 15:00, nie możemy opuszczać terenu jeziora. Jeśli się to zrobi, po powrocie trzeba będzie kupić nowy bilet. Te dwie godziny można jednak spędzić w jednej z restauracji lub np. opalając się na pomostach.
Wokół jezior, w lesie, zorganizowano parę ścieżek edukacyjnych i tematycznych. Są one bardzo dobrze oznakowane i zilustrowane. Gdybyśmy jednak potrzebowali mapy, można odebrać bezpłatną z pobliskiego centrum informacji turystycznej. W lesie znajdziemy również plac zabaw dla dzieci, można natrafić na wystawę fotografii – np. w sierpniu była to wystawa o – niespodzianka – niedźwiedziach i poczytać tablice informujące o roślinach i zwierzętach żyjących w okolicy.
Również twórcy Via Transilvanica dostrzegli potencjał lasu i zamiast przeprowadzić szlak na wprost przez Sovata, wytyczono go tak, że trzeba nadłożych parę kilometrów i pokręcić się wśród drzew.
Podobno lacul Ursu swoją nazwę wzięło od tego, że kształtem ma przypominać rozciągniętą skórę niedźwiedzia. Zanim się o tym dowiedziałam myślałam, że nazwa bierze się po prostu od niedźwiedzi, które mieszkały i mieszkają w okolicy. Gdy braliśmy mapę, pani z informacji turystycznej powiedziała, żeby na nie uważać. Był środek gwarnego dnia i ponad 30 stopni, więc uśmiechnęłam się i powiedziałam, że z pewnością, ale chyba nie w tamtym momencie. Zachowując kamienną twarz stwierdziła, że to las i mogą tam być.
Ostatecznie, podczas krótkiego rekonesansu Via Transilvanica w Sovata, idąc przez las nie spotkałam niedźwiedzia, ale jego ślad – tak. Razem ze śladami sarnich kopyt, odbitymi w podbliżu zagłębienia z wodą znajdującego się z dala od najbardziej popularnych alejek. W miejscu, w którym szlak „wchodzi” do lasu zobaczymy jednak ostrzeżenia, aby mieć się na baczności z niedźwiedziami po zachodzie słońca. Czteroosobowa rodzina z psem, którą w tamtym miejscu spotkałam śmiała się, że skoro jest 12 w południe, to jesteśmy bezpieczni.
Bardzo często zdarza mi się, że rumuńscy turyści pytają mnie o drogę. Tak też było w Sovata, gdzie byłam przecież pierwszy raz w życiu. Przestudiowawszy wcześniej mapę mogłam jednak z miną znawcy pokierować ich po rumuńsku do miejsc, o które pytali: lacul Mierlei i wieżę Turnul Belvedere. Ponieważ nie mówię z czystym rumuńskim akcentem, od razu wzbudza to ciekawość i pytania, skąd jestem. Potem albo następuje seria anegdot o jakimś Polaku, którego takie osoby znają albo o Polakach handlujących czym popadło w Rumunii w komunizmie albo wspomnienia z wycieczki do Polski i kręcenie głową z niedowierzaniem, że drogę tłumaczy obcokrajowiec w ich własnym kraju.
Wspomniana drewniana wieża Turnul Belvedere stoi na skraju lasu. Przez całą dobę i bez opłat można wyjść na znajdujący się kilkadziesiąt metrów nad ziemią taras widokowy i podziwiać panoramę 360 stopni.
Podobnie jak w przypadku Praid sądzę, że chcąc skorzystać z większości atrakcji, które oferuje Sovata, powinno się spędzić tam dwa dni (lub więcej). Dzieciom może podobać się mocanita (wym. „mokanica”) – pociąg ciągnięty przez parowóz. Przejazd nią trwa około 2 godzin, a bilet kosztuje: 60 RON/os. powyżej 14 lat, 40 RON dziecko (4-14 lat). Nam niestety nie starczyło na nią czasu, ale gdybyśmy byli w Sovata ponownie, to na pewno byśmy skorzystali. Gdyby polskich akcentów, o których pisałam w części o Praid było mało, to parowóz wyprodukowano w 1949 roku w Polsce, w Chrzanowie.
Sovata, będąc miejscowością pełną turystów, ma bardzo bogatą bazę noclegową, od prywatnych kwater po luksusowe hotele. Przyjeżdżając jednak w sezonie trzeba liczyć się z tym, że dostępność będzie w jakimś stopniu ograniczona. W mieście jest mnóstwo restauracji, budek z langoszami i kurtoszami i lodziarni. Nie brakuje też supermarketów.
Co innego jeszcze można robić w okolicy Praid i Sovata?
Strona visitharghita.com proponuje np.:
– wizytę u rzemieślników, np. garncarzy lub pszczelarzy
– wizytę w stadninie koni:
– konkurencyjną do świebodzińskiej statuę:
– park Mini Transilvania, gdzie w miniaturze można zobaczyć najważniejsze miejsca i budynki Siedmiogrodu:
– wizytę w destylarni Jamy:
– wizytę w parku, jak sam jest nazwany, głaskania zwierząt: