Wakacje w Rumunii #11
Z wizytą w krainie wygasłych wulkanów, źródeł wód mineralnych, niedźwiedzi i etnicznych Węgrów
Link do pierwszej części posta znajduje się TU.
Zwiedzanie manufaktury piwa Csíki Sör
Zwiedzanie rozpoczyna się przy zakładowej bramie od powitania przez przewodnika i sprawdzenia listy obecności. Potem następuje wstęp po węgiersku, po czym przewodnik mówi po rumuńsku. Zwiedzający zostają zaproszeni do ogródka, by rozsiąść się przy stołach i zacząć kosztować bez ograniczeń świeżo uwarzonego piwa; niefiltrowanego (6%) albo bardzo słabiutkiego radlera o smaku malinowym (1,2%). Właściciel manufaktury wie, że do piwa dobrze smakują chipsy, więc otworzył też fabrykę czipsów Csíki Csipsz, które podobno produkowane są z ziemniaków zebranych z lokalnych pól. Fabryka ta nie pracuje stale, w związku z czym nie udało nam się jej odwiedzić, ale gdyby ktoś miał więcej szczęścia, to bilet kosztował 15 lei. Do manufaktury za wstęp obejmujący degustację piwa i zwiedzanie zakładu zapłaciliśmy 25 lei od osoby. Istnieje też opcja wizyty dwu- i trzygodzinnej, obejmujących tradycyjny posiłek mięsny ciolan, za cenę w granicach 70 lei od osoby. Przewodniczka opowiedziała o historii tego miejsca. Po dawnej gorzelni, zamkniętej w 2000 roku, zostało ponoć niewiele, ponieważ co się dało, zostało ukradzione. Fragmenty prowadzących do zakładu torów wykorzystano do stworzenia stołowych nóg i do dekoracji ścian, nadając zakładowemu barowi, w którym ma miejsce druga część zwiedzania, industrialny charakter. Stająca za barem niczym barmanka przewodnik rozpoczyna opowieść. Nowe życie tchnięto w to miejsce bodajże w 2015 roku, rozpoczynając produkcję piwa, które obecnie znaleźć można głównie w regionach zamieszkanych przez etnicznych Węgrów i w pojedynczych punktach, np. w Bukareszcie, a za granicą na przykład na Węgrzech i na Słowacji. Piwo powstaje wyłącznie z lokalnie czerpanej wody, słowackiego słodu i chmielu, których można skosztować, oraz potrzebnych do fermentacji drożdży.
Następnie po metalowej platformie przechodzi się nad pomieszczeniami, w których trwa warzenie piwa i filtrowanie, a przewodnik objaśnia techniczne szczegóły produkcji. Na końcu korytarza czeka kolejny bar, z którego widać m.in. magazyn oraz pracowników ściągających zjeżdżające z taśmy duże beczki piwa. Za barem wyeksponowane są wszystkie odmiany powstającego w Sânsimion piwa: od radlera, przez piwa leżakujące 25, 35 i 45 dni, po piwo leżakujące 60 dni. Do tego ostatniego dodaje się 6 łyżeczek miodu, przez co robi się bardzo gęste. Przewodnik powiedziała, że piją je w czasie świąt. Na koniec można odwiedzić firmowy sklep i zaopatrzyć się w piwo, chipsy i różne gadżety czy ubrania z logo Csíki Sör. Wizyta w manufakturze była bardzo ciekawa i po tym, jak w przeszłości byliśmy w fabryce czekolady sądzę, że na tego typu doświadczenia również warto poświęcić czas. A a propos czekolady, w sąsiadującym z Sânsimion Sântimbru znajduje się manufaktura czekolady Krausz, którą również można odwiedzić. Cena za bilet wstępu to 30 lei od osoby.
Nie dysponując samochodem, z Sânsimion wydostaniemy się raczej tylko pociągiem. Na stacji nie panuje zbyt duży ruch, ale gdy jeden z kilku pociągów już nadjedzie, to można pojechać do Miercurea Ciuc, stolicy regionu, lub do Baile Tușnad.
W Baile Tușnad krajobraz i atmosfera są zupełnie inne niż w Sânsimion mimo, że te miejsca dzieli może 15 kilometrów. Miejscowość znajduje się w górach, otoczona z dwóch stron gęstymi, iglastymi lasami, a przepływa przez nią rzeka Olt. Po pięknym, brzoskwiniowo-fioletowym zachodzie słońca nad spowitymi lekką mgłą łąkami w okolicach Vrabia i Tușnad, w Baile Tușnad obudziło nas rześkie powietrze i dzwonki baranów. Cały region Harghita słynie ze źródeł wód mineralnych. Większość wód mineralnych, które znajdziemy w rumuńskich sklepach, pochodzi właśnie stamtąd. Właściwości wód mogą pomóc osobom zmagającym się np. z reumatyzmem, nerwicami, chorobami układu trawiennego, układu oddechowego czy anemią. Baile Tușnad można więc uznać za uzdrowisko. Nie ma tu jednak domu zdrojowego, jaki kojarzymy np. z Krynicy Zdroju, tylko pojedyncze źródła, w sumie około dwudziestu, rozrzucone po całej miejscowości i najbliższej jej okolicy. Można więc pewnie spędzić cały dzień wędrując z mapą od źródła do źródła i kosztując wody, której można naczerpać za darmo (my spróbowaliśmy wody z dwóch źródeł). Jest jeden haczyk: niedźwiedzie. Podobno w Harghita występuje największa w całej Rumunii populacja niedźwiedzi. W internecie można znaleźć informacje sprzed kilku lat o mieszkańcach Baile Tușnad protestujących wobec braku poczucia bezpieczeństwa na ulicach miasteczka, odwiedzanego przez te zwierzęta. Właściciel pensjonatu, w którym spędziliśmy noc, opowiadał nam o niedźwiedziu, który rok wcześniej złożył wizytę na jego podwórku i po swojemu je „zaaranżował”. Na ulicach zobaczymy tablice informujące o tym, żeby nie dokarmiać niedźwiedzi oraz, żeby na nie uważać. Zobaczymy też liczne posesje, domy, kamienice i konterery na śmieci otoczone… pastuchami elektrycznymi!
Dowiedzieliśmy się, że w okolicy jeziora św. Anny, które chcieliśmy odwiedzić i które znajduje się na obszarze rezerwatu przyrody, mieszka stado niedźwiedzi, dokładnie 11 dorosłych i 8 młodych. Odradzono nam wędrówkę szlakiem do jeziora. Informacyjnie dla zainteresowanych – wg uzyskanych informacji trasa zabiera około 2 godzin i wiedzie dosyć pod górę cały czas przez las. Alternatywą dla dotarcia tam był przejazd czymś na kształt kolejki, w cenie 70 lei/os. tam i z powrotem. Samo jezioro jest ewenementem, ponieważ jako jedyne jest jeziorem wulkanicznym, do którego nie dopływa żaden strumień. Znajduje się ono w kraterze dawnego wulkanu, a jedynym źródłem zaopatrującym go w wodę są opady deszczu i topniejący śnieg. Jezioro jest na tyle nieduże, że można je obejść dookoła, a swoim kształtem przypomina paletę malarską. Poza jeziorem, z przewodnikiem można odwiedzić pobliskie torfowiska. Wstęp do rezerwatu kosztuje 24 lei.
Baile Tușnad i najbliższe okolice spodobają się poszukiwaczom przygód. Czekają na nich atrakcje takie jak np. obserwowanie niedźwiedzi niedaleko jeziora św. Anny, reklamowane jako „kolacja z niedźwiedziami – one jedzą, Ty patrzysz” (100 lei/os.), czy Tușnad Safari – przejażdżka off-road samochodem terenowym i piknik (120 lei/os.).
Jak dojechać?
Z Bukaresztu do Harghity nie ma bezpośrednich pociągów, ale możliwa jest podróż z jedną przesiadką, w Brașovie. Do Brașova dojedziemy pociągami CFR, Regio Calatori czy Astra Transcarpatic. Z Brașova do wybranej miejscowości w Harghita (np. Baile Tușnad, Miercurea Ciuc, Sânsimion, Sântimbru, Tușnad) dotrzemy pociągiem CFR. Bilet na Regio Calatori do Brașova kosztował w sierpniu 2022 r. 29 lei od osoby (CFR – 59), a na CFR do Sânsimion – 15.
Gdzie spać?
Sporo miejsc noclegowych jest w Baile Tușnad czy w Miercurea Ciuc. Ceny, w porównaniu z miejscowościami położonymi pomiędzy Bukaresztem a Brașovem, w dolinie rzeki Prahova (Sinaia, Bușteni, Azuga, etc.), są bardzo atrakcyjne. Pokój z łazienką w pensjonacie można znaleźć już za 100 lei, czyli o połowę taniej, niż we wcześniej wymienionych miejscach. Pewnym wyzwaniem okazała się jednak… rezerwacja miejsca. Nie wiemy, czy była to kwestia przypadku, czy jakiejś niechęci do rumuńskich turystów, ale zdarzyło się, że osoby odbierające telefon albo mówiły, że nie mają już wolnych miejsc, albo że sprawdzą dostępność i oddzwonią, co nie następowało.
*fragment z pierwszej części posta, poświęcony obecności węgierskiej mniejszości w Rumunii, napisałam w oparciu o artykuł J. Pieńkowskiego „Rumunia wobec 100-lecia traktatu z Trianon”, opublikowany na stronie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (https://www.pism.pl/publikacje/Rumunia_wobec_100lecia_traktatu_z_Trianon).
Zdjęcie jeziora św. Anny pochodzi ze strony Coltisor de Romania.